26 paź 2016






Czasem jednak się nie da... i trzeba się schować. Choćby w domu - przed deszczem. Zbudować tunel do bazy, przetransportować wszystkie kredki i temperówkę, i stworzyć samą bazę, a w niej światełka do czarowania i ciepły, miękki koc, gdyby nagle  zachciało się "mamo... spaaać". Trudniej ukryć przed sąsiadami, którzy codziennie, o tej samej porze, kłócą się o to samo, tymi samymi zdaniami, tyle samo minut (tak, też myślałam, że to nagranie, ale jednak minimalne modyfikacje są). Jeszcze kilka takich niesłonecznych dni i zaprosimy ich pod stół na bajkę... lub na we dwie przygotowany obiad :)



22 paź 2016


Scenka z dziś. Szczupła blondynka ubrana na czarno, w koszulce krav magi, wysportowana, pewna, pozycja półbojowa, w wyprostowanej ręce papieros, przed nią chłopak, koszulka taka sama, wyszli z treningu na fajkę. Ona rzeczowo:
- Ty ode mnie chcesz CO? 
On nieśmiało:
- Pocałować...

19 paź 2016




Agat zwany Nuncjuszem (to ja, od Niuniuś, nos), Potworem (z ust Rafała, żeby pies czuł się taką bestią wielką), Agą (Zośka, wypowiadane w uśmiechu od ucha do ucha, zawsze). Coraz mniej widzi i słyszy, więc warczy i straszy, jak tylko ktoś znajdzie się metr od niego leżącego (taki nerwowy czujnik parkowania). Na szczęście okazuje się nie do zdarcia. Żywioły, wiek, różne przejścia, on jest. Zeżarł ostatnio kości drobiowe (ludzie, nie wyrzucajcie z okien!), stanęły mu w gardle i wszędzie dalej, a on przetrwał, przewalczył, odżył. Optymista permanentny, zawsze pogodny, wierzy nieustannie w człowieka, w lepszą karmę, w to, że jak wstają i idą do kuchni, to na pewno dla niego. Rozpiera go entuzjazm, musi, nieważne że się udusi. Ale przez większość czasu pełna kontrola emocji i czynów, skupienie na ludziach, czekanie na przygodę, na coś wspólnego. Z Zosią bawią się, nieraz znajduję ich oboje splątanych w kłębek pod stołem, "walczących" o nieoddanie i o zabranie  biszkopta, żadnych piśnięć, sztama przed starymi, nic nie zaszło! Rozumie gorszy dzień i potrzebę chwili, wybacza zły ton, krótszy spacer i ogólny brak czasu, brak czułości i uwagi… no trudno, nieważne, za uchem podrap, jak już jesteś. Kiedy pośpiech - ewakuuje się za kanapę, wyczuwa też nastroje i paranoje, zawsze zaradzi, tylko mi pozwól. Kiedy wieczór i nie ma wreszcie Małej… rozwija swe stare kości, jak dywan, na środku i wzdycha z ulgą ogromną. Kocha. Bez warunków, granic, względu na cokolwiek.



A Zosia wypatrzyła na zdjęciu półki z książkami z czyjegoś mieszkania, tę okładkę książki. I rozpromieniona: „Oooo, Mammmaaa!”. Ja zdziwiona, bo pani z rysunku wygląda dokładnie inaczej niż ja, Zośka za to wypisz wymaluj. „To, ja?” pytam, „a kto obok?” - „Ota” (Zosia). Znalazłam książkę, powiększam zdjęcie, dialog powtarza się kilkukrotnie, z coraz większą czułością głaskana Mama, Ota, plaża i żaglówka, w końcu zdjęcie na ekranie laptopa dostaje buziaka. Coś widocznie w tej chwili na plaży, w spojrzeniu, w sytuacji, wspomnienie, albo co… Nie wiem. Ale wiem, że też Cię kocham, Kochanie.

12 paź 2016


Zosia ma zwyczaj dziękować mi za coś całując mnie w rękę... Wygląda to tak jak brzmi! Podbiega znienacka, przerywając genialną zabawę, dopada do mojej ręki i zostawia mocnego całusa. Oczywiście, że nie tak ją wychowałam! Nie czuję się panią matką, tylko dlatego, że ją doskonale rozumiem. Sama mamie wstydu narobiłam w głębokim PRLu, kiedy dorwałam się do całowania dłoni, za kupienie kawałka żółtego sera, w sklepie, w którym ją wszyscy znali... Ser był w domu zawsze, ale też zawsze wywoływał taką radość i ten jeden raz, nie mogłam się powstrzymać, by tę radość jak najszybciej wyrazić, nie przebierając w środkach. Zośka całuje za różne rzeczy, ale jedno jest niezmienne - przekaz, czyli: "bawię się super!!!!! ty też to czujesz????", bo po całusie jest głębokie spojrzenie w oczy, a kiedy znajdzie potwierdzenie - śmiga dalej. Czasem ten doskonały czas jest tak intensywny, że całowanie wypada dopiero w drodze powrotnej i wtedy to już jest festiwal, bo poza całowaniem jest chowanie całej buzi we wnętrze dłoni, głaskanie jej, ja kucam, całuję jej łapkę, tulę głowę, uśmiechamy się skacząc, ona dawaj za rękę i tak to trwa, i trwa. 

Wieczorem całowanie było za odkurzacz... Po sprzątaniu bawiłyśmy się tak, że ja wyciągałam na jej polecenie kabel, leciałam z nim do dużego pokoju, wtedy ona cmokała nerwowo na Agata, siadała szybko na odkurzacz, dociskając przycisk zwijający kabel do środka odkurzacza, zacmokany Agat gonił ni to kabel ni to piszczącą ze szczęścia i śmiechu Zośkę, Zośka merdając nóżkami zasuwała na odkurzaczu po przedpokoju, z przejęciem takim jakby goniło ją stado głodnych wilków, a jak już kabel się zwinął - zabawa zaczynała się od nowa... Po wszystkim zasapany recital buziakowy. Dziecko, za co Ty dziękujesz, przecież Ty to sama wymyśliłaś! Ja Ci tylko nie przeszkadzam :)

10 paź 2016

Dzisiejsza młodzież, proszę bardzo (czterech chłopców, dziewczyna, wracali ze szkoły. My z Zofią przycupnęłyśmy na brzegu drogi, rozczesując sierść Hektora, psa ratowniczego, dziś nie na służbie):
- "Przestańcie się kłócić" - powiedział najwyższy - "jesteście w końcu w piątej klasie, załatwcie to jak ludzie".

My, Hektor i jego pani cali w słuch, co będzie dalej. A dalej była furtka, okazało się, że kumple odprowadzają koleżankę do domu (!!!!!).

- Dobra, twój telefon jest lepszy, bo ma to, mój lepszy, bo ma tamto - powiedział drugi chłopak do trzeciego - Ale do tego potrzebujemy takiego z konkretnymi aplikacjami, już mam, więc mój się przyda. Załatwione? No. A Inga do zobaczenia, my założymy grupę, a Ty nadaj jej nazwę.

Inga poszła, panowie zawrócili, my z Zosią za nimi. Przysięgam, że nic nie pomijam, nie cenzuruję, dziecko na ręce wzięłam, żeby im dorównać kroku.

- "Ona najlepiej wymyśli, łeb ma, znaczy głowę."
- "No, nie to co Sandra, jej zdaniem Clinton przegrała debatę i to dobrze dla Stanów"
- "Jezu, Sandra to z sobą ma problem, ona jeszcze sama nie wie jaka jest a o tym, co się dzieje próbuje myśleć i mówić"
- "Gorsza Madzia. Madzia wie wszystko i o wszystkim mówi. Tylko że to wszystko, to jedna nieprawda, plotkara jedna... U kogo gramy? Mam czas do siódmej."

Ostatnio strasznie w towarzystwie zjechałam "tę dzisiejszą młodzież", że się słuchać nie da, i że przeraża, to czym żyją i jak żyją, mówią... Za tymi mądralami poszłabym dalej, tym razem strasznie ciekawa.

8 paź 2016

Mózg, jego działanie, pamięć, hipokamp i jądra migdałowate... to są ostatnimi miesiącami moje fascynujące lektury i ćwiczenia. Instynkt. Prawda o tym, czego najbardziej potrzebujemy dostępna dzięki obserwacji odruchów, reakcji, zawieszeń uwagi. Spokój jaki daje - dostarczenie mózgowi upragnionego bodźca (np. dotykiem miejsca na dłoni), by mógł rozwijać się dalej, reakcja ciała i następująca w życiu zmiana... Dziś dowiedziałam się, że na ludzi, którzy mogą nam w dobry sposób pomóc (profesjonalnie, lub nawet nieświadomie pomóc) - w pierwszym odruchu reagujemy strachem, odsunięciem się, dystansem. 

Podświadomość boi się zmiany:) 

Dziś na własne oczy mogłam zobaczyć Zosię z początku zdystansowaną w kontakcie z drugim człowiekiem, nie zaciekawioną i też nie dającą się od razu na tacy, Zosię bez ciu - ciu - ciu i czarowania, poważną, skupioną w sobie, jakby miała kilkadziesiąt lat. Mały wielki człowiek. Coś ponad wiekiem, doświadczeniem, coś bardzo ludzkiego, pierwotnego = mądrego. Znam ją, spodziewam się wybuchu entuzjazmu, bo mamy gościa, a tu żadne takie. Żadnego brania za rękę i ciągnięcia do zabawek, popisów i śmiechów w mankiet. Obserwacja, "obwąchanie", decyzja po dłuższej chwili kręcenia się obok. Powolne pozwalanie, niezachęcane poddawanie się, podążanie, zaufanie... spokój... Dotknięcie przez człowieka. Dotknięcie SIEBIE. I dalej, już dalej razem.

4 paź 2016


Co tu pisać... tak właśnie jest. Nie znam nikogo tak zdecydowanego na życie, walczącego o nie, z całych sił, od chwili kiedy się urodziła. Ta bitwa zostawiła ślady, a ona mimo to - jest z każdym dniem mocniejsza i odważniejsza. Nie waha się, nie rozważa, każdego dnia na nowo podchodzi do każdego swojego demona... i go pokonuje, krok po kroku, z wielkim triumfem. A kiedy rzeczywistość pisze inne scenariusze niż ja - bierze mnie w garść ta mała łapka.

3 paź 2016



Tak, leje. Szaro, buro i rzeczywistość skrzeczy. Stąd odrobina koloru dla Państwa:) Zabrałyśmy się dzisiaj z moim mocnym punktem w kałuże, mokre liście i ubłocone trawy. Spotkani ludzie uśmiechnięci, mimo deszczu wprost za kołnierz, na wykładane jabłka i świeżo otwierany list. Pogadałyśmy z panem sprzedającym obrazki, ochraniał je parasolem, zwykłe kredką rysowane pejzaże, dobre. Można coś kupić lub wrzucić jakieś drobne. Miał ich trochę. Będzie dobrze...