28 gru 2016


„Filipku nie wolno na huśtawkę, mokra. Moookree ławki!!! Karuzela mokra, nie widzisz? Pobiegaj po prostu. No nie pod drabinkami, przecież mokre, no już masz mokry rękaw, dotknąłeś drążka.”
Filip dobiegał, próbował, posłusznie odpuszczał, kiedy tylko mama lub tata otwierali usta, nie czekał na całą wypowiedź, już wiedział, że pewnie mokre. Duży trzylatek. Przyglądałyśmy mu się z huśtawki, tak, Zosia siedziała na mokrym (puchową kurtką siedziała).
Filip popatrzył na Zosię melancholijnie, po dłuższej chwili wzruszył ramionami i rzekł do nas spokojnie:

- Nie mam siły.

21 gru 2016



Najważniejsze to się spotkać... ale o tym za chwilę. Najpierw Chierowski. Mieliśmy dwa takie fotele, jak chyba wszyscy... Małe, zgrabne, wygodne. Przeszły w inne ręce, ja po latach zatęskniłam za ich miłą oku linią i zaczęłam szukać podobnego. Szukałam, pytałam... minęło trochę czasu i okazało się, że model na tyle jest poszukiwany, że znaleźli się fajni ludzie, którzy wznowili produkcję (zdjęcie wzięłam od nich). Robią cuda, piękne... ale dla mnie zbyt pachnące nowością, wróciłam do poszukiwań oryginału. Minęły lata, powoli takich nakręconych na lata 60-te zaczęło przybywać, fotele zaistniały na allegro, ale ja osiągnęłam już poziom przedziwnego romantyzmu, że nie mogę kupić, musimy się odnaleźć... z tym fotelem... więc prędko wyrobiłam nawyk przeczesywania wzrokiem okolic śmietników, wszystkich śmietników, w drodze do teatru i w podróży służbowej, byłam czujna zawsze i wszędzie... a jego nigdzie. 

Znowu minęło kilka lat... I znalazłam go... pod swoim blokiem, przy drzwiach... Radość, plany, projekty... Miesiąc później, jakieś 102 metry od tych drzwi, stał drugi. Nawyk pozostał, na szczęście z trzecim się nie odnaleźliśmy, bo nie miałabym już absolutnie gdzie go postawić... Te dwa ukochane owszem dadzą radę stać, ale na tylko tyle pozwala im ich stan, ja wciąż się nie zabrałam za ich odnawianie. No, ale je mam.

Porzuciłam wreszcie myśl o samodzielnej renowacji i poszukałam tapicera, kogoś, kto wiedziałby jak im (nam) pomóc i wreszcie do sedna. Znalazłam...:) Nawiązałam kontakt i nieśmiało, powściągliwie wysnułam opowieść jak wyżej (skróconą!). I po drugiej stronie człowiek doskonale wiedzący. W pół przecinka rozumiejący dlaczego taki odcień, a taki deseń, a może jednak inny. Myślę, obracam w głowie kolejne słowa-obrazy, zachęcana do spokoju, bo to i bez pisania oczywiste, że te 50-letnie meble będę kochać następne 50 lat, "mamy tygodnie na przemyślenia, niech się pani zastanowi, a ja co jakiś czas podeślę nową inspirację, teraz robię dwa takie, może pani rozważy, olejowałbym...". Korespondencja trwa, rozwija się, przypomina 84 Charing Cross Road (uroczy, ciepły film sprzed 30 lat), piszę i czytam z uśmiechem. Renowacja nie wyniesie nawet połowy ceny wywoławczej za odnowione Chierowskie, nie spodziewałam się takiej uwagi poświęconej moim oczekiwaniom, mają też co robić, mimo to... 

Codziennie kilka słów na temat mebli, stylu i trochę obok, dla mnie kopalnia wiedzy i przyjemność obcowania z rzadko spotykaną... dbałością. O słowo, o treść, o rzetelność, o powściągliwość w wyrażaniu ogromnych emocji, pasji... 

Zakład jest bardzo dobry i meble dotknięte ich pracą wyglądają jak arcydzieła, nie mogę się doczekać, kiedy przyjdzie czas na nas. Tymczasem piszemy:) 

14 gru 2016


Są takie chwile, kiedy wszystkiego za wiele. Dzieje się wszystko, dziać powinno więcej, ale już rąk brak i do tego mały, nadąsany płacz, bo chce się do mamy, a ona lata, przekłada, włącza, wyłącza, przeprasza, zamiata, dostrzega niedokończone i znowu jej nie ma, a miała ułożyć puzzle przecież. Albo choć posiedzieć obok, popatrzeć, pochwalić, w karczek najsłodszy pocałować trzy razy. A ona lata. Kiedy zaczynam być taka nie do złapania i jakimś cudem to złapię – biorę ją na ręce, tulę, siadam na dużej piłce i już się huśtamy, ja sapnę, ona westchnie, nastaje cisza, nosek wtulony w dołek pod szyją, mała łapka głaszcze po plecach. Zaczynam nucić, zza kanapy wyłazi zaspany, potargany pies (miała mnie przystrzyc… trzy miesiące temu… zajęta…), mokry nochal ląduje przy gołym kolanie, psi bok stabilizuje piłkę (zabiją mi się wariatki!), bo my już skaczemy, wysoko, żeby w lustrze móc krzyczeć rozwianym grzywkom „a kuku!”.
Radość, w zatrzymanym pędzie, w chwili zapytania i zrozumienia po co to wszystko.
Tylko, że dziś jest taka chwila, że człowiek, ciesząc się z bezpieczeństwa i tego wszystkiego co ma, nie może nie czuć przerażenia tych, którym niewielu z nas pomogło, lub choćby chciało pomóc. Takim samym mamom, takim samym Zosiom.


Na niniejszym zdjęciu widzimy wodę i odrobinę piasku, którym przyszło razem zamarznąć w plastikowej foremce, w piaskownicy. Foremka miała kształt kwiatka, ułożona była pod kątem, woda wypełniła ją tylko we fragmencie... i tak powstało serce. Spotkać serce na placu zabaw... Przecudne - gdy patrzyłam przez nie na słońce, płaskorzeźba zdarzeń, form, faktur, tekstur... Jak to w sercu:) Tak, codziennie kreuję rzeczywistość, tworzę światy z kawałka lodu i piasku, inaczej tego nie przetrwam:) 
Zosia ma na razie podobnie. Kilka dni temu śnieg z deszczem, wyglądam, zastanawiam się nad ubraniem na spacer i mówię do niej:
- Zosiu popatrz...
A ona z kanapy, nie podnosząc wzroku znad zabawki, z melancholią:
- No, Bogumił pada...

... Nadaliście kiedyś imię śniegowi z deszczem?
:)



7 gru 2016

Za kanapę wpadł mały plastikowy piesek. Zosia alarmuje, więc skradam się do kanapy z dłonią rozczapierzoną i głosem pełnym patosu nadaję:
- Leci helikopter, misja ratunkowa, nie bój się piesku, zaraz będziesz woooolnyyyy!!!!!
Dziecko zniesmaczone: 
- Mama, no nie no!!!! - i pobiegła do siebie.
Porażka myślę, wyśmiała mnie. Matka... że zamiast po prostu wyjąć... Patrzę a ona leci z zabawkowym helikopterem, zapałem w oczach i już zdyszana i szczęśliwa, łapie mnie za rękę w kierunku kanapy: 
- No, mama!!! i-jo, i-jo!!!!!
Zabawy była długa chwila, piesek kilkukrotnie ugrzązł w kanionie.

Kocham.

6 gru 2016


Tyle razy myślałam, że jem coś najlepszego w życiu, albo że właśnie obchodzę najlepsze imieniny i co jakiś czas okazuje się, że... może być jeszcze o niebo lepiej!:) Właśnie życie z Zośką wygląda tak, że ciągle mi się wydaje, że teraz jest ten najfajniejszy moment. 

Pojawiła się w naszym życiu mniej więcej w pierwszych dniach grudniowych. Ze względu na jej kruchość, ta ogromna rewolucja codzienności przebiegała cichutko, w cieple i oceanie czułości (i tak nam już na szczęście zostało:) ) Nie obyłoby się bez potężnego wsparcia Przyjaciół i Rodziny, i nawet ludzi których znamy choćby tylko trochę. Czy po takiej dawce bliskości można się obawiać, że przecenia się ludzką dobroć?

Tak bardzo chciałam, żeby czas się zatrzymał, wiedziałam, że będę wspominała te chwile przez resztę życia i chciałam, żeby trwały jak najdłużej. I okazuje się, że one cały czas trwają... Każdy tydzień, miesiąc i rok to nowe sprawy, czasem zbyt trudne, ale jak tak po prostu spojrzeć... 

Dwa lata temu było najlepiej, bo się uśmiechała przez sen i ze wzruszenia nie byliśmy w stanie zasnąć, rok temu mieliśmy "dorosłą" córkę, bo już chodziła i zapraszała dzieci do swojego pokoju a dziś... A dziś mam 20-minutową awanturę, że jeszcze nie ma w domu choinki, że ona chce na prezent właśnie choinkę (sprawa na już!!! "chyn-ka mama no nie ma??!!!"), pisząc list do świętego Mikołaja próbuję ją namówić na wybór zarąbistego plecaczka z jeżem (wzgardliwie przewraca kartki gazetki reklamowej i pokazuje od dwóch tygodni wiertarkę), a gdy pytam wprost, no to co poza tą (kolejną w domu) wiertarką, słyszę konkretne, najsłodsze "ciucia!!!!" (ciuchcia, bo ona kocha ciuchcie, przejazdy kolejowe, tory, dworce, no PKP po prostu). Te święta już będą inne, bo jest pierwsza w pomocy w gotowaniu, sprzątaniu, robieniu ozdób. Wielkie płaty śniegu wita na spacerze szczerym śmiechem (a nosek marszczy się jej jak małym lwom) i zaraz zaczyna nucić "pata śnie, pata śnie, woniom wonki ań"... 

Rozwija się i zmienia w takim tempie, że zaczynam się gubić i codziennie przeżywam zdumienie pt." to ona już to wie??!!" Zachwycam, że ona myśli inaczej niż ja, że jej skojarzenia, kombinowanie są inne niż moje, i że już cwaniakuje, że jest ironiczna... Rozpuszczam się, a jeszcze lata przed nami!