3 sie 2016



Obrazek z dziś, który nie daje o sobie zapomnieć. Chyba ojciec i syn, ruchliwa ulica, szli chodnikiem, nikt raczej nie zwracał na nich uwagi, nie wiem czemu ja popatrzyłam i skrycie się zagapiłam. Najpierw było zabawnie, bo szli jakoś śmiesznie, jeden za drugim, ojciec (załóżmy) z przodu, syn, taki koło 13 lat - dwa kroki za nim, trzymał obie ręce oparte na jego ramionach, uwieszał się na nich. Ojciec z brzuszkiem, syn ze znacznym garbem. Ułomności tak od razu nie zauważyłam, uśmiechnęłam się, bo razem przypominali wielbłąda, dopiero po chwili dotarło, dlaczego takie skojarzenie. Syn szedł w miarę wyprostowany, tylko dzięki temu, że tak nietypowo wspierał się na ojcu. Oczywiście w mojej głowie metafor i interpretacji miliony :) Słońce świeciło, szli tak i uśmiechali się pod nosami, zadowoleni. Nie deptak przy morzu, nie bukowy las, tylko Przybyszewskiego w spalinach i kurzu, ubrani bez szału, ile bólu na co dzień - nie wiem. Szli tacy wolni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz