31 sie 2016
29 sie 2016
24 sie 2016
17 sie 2016
Wzrost koło metra, blond grzywa, szczerby w uzębieniu i charakter łobuza. Andrzejek. Roznieśli z zachwyconą Zośką w drobny mak pól placu zabaw, przenieśli swą energię na dwa kolejne, wszystkie drabinki, mostki i najwyższe zjeżdżalnie były ich, reszta dzieci nie istniała. Ścigali się z wiewiórką i białym motylem, kopali piłkę, przepychali na karuzeli i ratowali gumową świnkę z piaszczystej opresji. No i na koniec.... Szli po manele, bo dwa domy z obiadem czekają, ona szybciej, on jakoś wolniej, gdzieś się zawieruszył i nagle.... dogonił ją i DAŁ JEJ KWIATKA!!!! Andrzejek, rok i 10 miesięcy. Jego ojciec w szoku, bo skąd on, nagle, taki pomysł! Po Zośce niby spłynęło, ale kwiatek (mleczyk, podwiędnięty, to nic!) przyjęła. Zebrałyśmy się jakoś prędzej niż oni, Zosia w wózku, jedziemy, śpiewamy, słyszymy galop - tak, leci! Jeszcze popatrzeć, jeszcze pomachać. Machali i machali... Ona się do samego domu ze sto razy oglądała...
3 sie 2016
Obrazek z dziś, który nie daje o sobie zapomnieć. Chyba ojciec i syn,
ruchliwa ulica, szli chodnikiem, nikt raczej nie zwracał na nich uwagi, nie
wiem czemu ja popatrzyłam i skrycie się zagapiłam. Najpierw było zabawnie, bo
szli jakoś śmiesznie, jeden za drugim, ojciec (załóżmy) z przodu, syn, taki
koło 13 lat - dwa kroki za nim, trzymał obie ręce oparte na jego ramionach,
uwieszał się na nich. Ojciec z brzuszkiem, syn ze znacznym garbem. Ułomności tak od razu nie
zauważyłam, uśmiechnęłam się, bo razem przypominali wielbłąda, dopiero po
chwili dotarło, dlaczego takie skojarzenie. Syn szedł w miarę wyprostowany,
tylko dzięki temu, że tak nietypowo wspierał się na ojcu. Oczywiście w mojej
głowie metafor i interpretacji miliony :) Słońce świeciło, szli tak i uśmiechali się pod nosami, zadowoleni.
Nie deptak przy morzu, nie bukowy las, tylko Przybyszewskiego w spalinach i
kurzu, ubrani bez szału, ile bólu na co dzień - nie wiem. Szli tacy wolni.
Subskrybuj:
Posty (Atom)