2 lis 2016


Jestem w tarapatach. Za wszelką cenę próbuję zachować zimną krew i powiedzieć do słuchu. Wytłumaczyć, wskazać, przekonać do racji, czemu czegoś nie wolno. Wychodzi różnie: gryzę się, wzrok odwracam, wreszcie wybucham niepedagogicznym śmiechem. Nie da się. Zanim wystawię rękę ona - szybsza, już ustawia palec wskazujący, jak ja chciałam. Zna ten gest, kopiuje idealnie i leci resztą moich min, głos moduluje, oko w tym pozbawione bezczelności, czułe rozbawienie, bo wie, że mnie rozśmieszy i bury nie będzie. A ostatnio jest za co, bo zaistniał etap psotnicy, łobuziary... Czasem specjalnie udaję zajęcie czym innym, podglądam i ... pękam ze śmiechu, jak już widzę to kombinowanie, zmyślność błądzącą między czubkiem nosa a brodą, co tu zmalować, przebłysk natchnienia... i tu także jest szybsza w działaniu:)

Jak ja ją wychowam?:) I najtrudniejsze to, że najpierw wypadałoby wychować siebie, bo poza takimi gestami, upodobaniami, czy ruchem w tańcu... naśladowane jest i będzie o wiele, wiele więcej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz