19 cze 2016

Ławka na której siedzi mocno starsza pani (w tym miejscu i o tej porze widuję ją codziennie), kapelusik, uśmiech delikatny, przysiadamy się (Zośka wybrała i jest śmielsza, ładuje się tuż obok, ale spojrzeniem bada, co może, czego nie). Długo cisza, przyjazna. W myślach winszuję pani, że jeszcze nie skarciła, że dziecku za zimno, za gorąco, albo że za samodzielne, już prawie jestem pewna, że ona nie z tych. Zośka podaje pani źdźbło trawy, pani pokazuje torebkę i pozwala zajrzeć do środka, obejrzeć piękne, staroświeckie lusterko. Milczą pozornie, spojrzeń, westchnień, reakcji, interakcji miliony, nie wtrącam się, wystawiam twarz do słońca i tylko zerkam na nie, ciekawa. Obie w tym samym momencie (bez słowa, subtelny uśmiech) pokazują w kierunku śpiewającego ptaka, rozprostowują plecy i strzepują pyłki, etc. Znowu spojrzenie głębokie i długie, westchnienie. Zosia bierze moją rękę, że idziemy. Macha do starszej pani, ona jej jedyne słowo "dziękuję". Znowu nic, a wszystko. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz