27 wrz 2016

Plac zabaw, na którym nie ma dzieci, jest teraz dobry na pięć minut, góra sześć. Potrafi zwyczajowo pędzić do niego ze swoim hymnem na ustach "na pa ba ba!!!!" (tłum. na plac zabaw!!!!), ale kiedy stwierdzi pustki - wzdycha ze smutkiem: "kogo nie ma...." i smętnie idzie wyłącznie na chwilę, znaleźć jakieś "A", na czymś się podciągnąć, grzebnąć w czymś patykiem, na coś spojrzeć... Co zobaczy staje się początkiem wędrówki, kończą się marazm i refleksje, trzeba się jakoś ratować, wybiegamy z placu i lecimy, dokąd nas jej wyobraźnia zaniesie, dokąd nigdy nie wiem. 

Dziś takim pierwszym bohaterem dnia byli państwo grabiący liście. Dojrzała ich zza karuzeli i była przekonana, że szukają jedzenia, grzebią w piasku, niczym stołujące się obok ptaki. Nazbierała kasztanów i chciała biec dokarmiać, na szczęście drogę przebiegł nam czarny kot, też wyglądający na głodnego (zabawy), kot doprowadził do super zjeżdżalni dla autka, za autko chciał złapać piesek, śmiesznie biegł pod choinkę, a "mama chchchch-nka kuj-kuj"... i ....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz